poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Made in Poland

Wizyta w Polsce jak zwykle obfitowała w liczne odwiedziny :). W drodze na Śląsk, już tradycyjnie, zatrzymaliśmy się we Wrocławiu na jeden dzień. Tym razem powodów do odwiedzin było jeszcze więcej!!! Na świecie parę tygodni wcześniej pojawił się nowy Hoppek, Miko – śliczny chłopiec. Witaj na świecie perełko!!! Rośnij zdrowo i daj czasem mamie luz :). Gratuluję Wam Hoppki takiego pięknego synusia. Miko wystąpi na pierwszym zdjęciu poniżej!

Pierwszy tydzień spędziliśmy z Szymonem na Śląsku, ciesząc się z Franka, który nic tylko śpi. Któregoś dnia, jak byłam u mojej siostry z wizytą, to Franuś w ciągu 6 godzin otworzył oczy na jakieś maksymalnie 15 minut. Było mi bardzo miło, bo to ja jako pierwsza go kąpałam  rozpierała mnie duma :). Wyobraźcie sobie, że nawet do kąpieli było go trudno wybudzić, w związku z czym, włożyliśmy go do wanny praktycznie śpiącego. Popłakał jakieś 2 minuty i koniec! Dla mnie to jest niesamowite, bo pamiętam Jana jak był taki mały, wrzask był praktycznie od odpięcia pierwszego guzika, aż do momentu, gdy cały wykąpany, ubrany i obrobiony (pępki, czyszczenie noska, oczu, itd.), nie usiadł ze mną do karmienia. Oczywiście teraz jest płacz jak ma wychodzić z wanny, ale początki bywały naprawdę trudne :).

Pierwsze dni upływały zatem na wielkiej radości z narodzin, połączonej oczywiście również z oblewaniem tego szczęścia! Byliśmy też u Ani (kilka postów wcześniej zamieściłam jej zdjęcia z brzuszkiem), aby poznać Zosię. Także podsumowując, w moich stronach, zaobserwowano spory przyrost naturalny w ostatnim czasie :).

Po wyjeździe Szymona, my zostaliśmy jeszcze parę dni u moich rodziców. W przedostatni dzień pobytu, Jasiu (najprawdopodobniej) tarzając się na trawie przed domem mojej siostry, złapał kleszcza. Niestety, w momencie kiedy to zauważyłam pojawił się już odczyn, w związku z czym zaliczyliśmy pogotowie, a przez kolejne dni Janek przyjmował antybiotyk.

W drodze do Kołobrzegu zatrzymaliśmy się na weekend u prababci Celi, cioci Magdy i wujka Toma, gdzie czekał już na nas dziadek Józiu. Dni upływały bardzo przyjemnie, choć trzeba przyznać, że ciągłe zmiany otoczenia nie wpływają na zachowanie naszego synka zbyt pozytywnie – ma silną potrzebę popisywania się przed każdą nowo napotkaną osobą... Piliśmy zatem kawkę pod baldachimem, jeździliśmy z Janem na plażę do Boszkowa, kosiliśmy trawę, odwiedziliśmy ciocię Asię, ciocię Halę, wuja Andrzeja i ciocię Mirę.  

Następnym celem naszej podróży był Kołobrzeg, gdzie spędziliśmy ostatni tydzień naszych wakacji. Tam również moc atrakcji każdego dnia – plaża, morze, piach, ogród dziadków, hulajnoga, plac zabaw, liczne zabawki. Byliśmy też w kinie na Meridzie Walecznej, ale nasz chłopiec jest jeszcze za mały na takie filmy – przez pół seansu siedział wtulony na moich kolanach. Babcia wyposażyła nawet Jasia w sprzęt wędkarski i zorganizowała wyprawę wędkarską z sąsiadem Zdzisiem.

Trzy dni przed wyjazdem do domu, niestety znowu wylądowaliśmy na pogotowiu, bo synek włożył nóżkę w szprychy roweru. Na szczęście, pomimo tego że płacz był duży, a stopa nie wyglądała za dobrze, nic poważnego się nie stało. Janek wraca do domu z dodatkowym, wyjątkowym zdjęciem z wakacji.

W drodze do domu mieliśmy taką widoczność, że chyba (ale tylko chyba – jak mawia Jan) było widać Matterhorn z samolotu. I choć pobyt w Polsce był jak zwykle przyjemny, to po trzytygodniowej wyprawie cieszę się, że wracamy do domu. W końcu za miesiąc znowu ruszamy w świat! 

Madzia i Mikołaj - Wrocław

Ciocia Ania i Franek - Mikołów

Janek w Grotnikach

Kołobrzeg
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

W drodze do domu

wtorek, 7 sierpnia 2012

Czas poznać Franka!

Nadszedł ten długo oczekiwany moment, kiedy mogłam wziąć na ręce Franka. Oto on. Cudowny, mały człowiek. Jestem nim kompletnie zauroczona, te długie, kręcone włoski, opuchnięte oczka, maciupeńkie rączki, nóżki... Zresztą nie będę się za dużo rozpisywała, sami zobaczcie jaki on jest boski! 

 
 
 
 



sobota, 4 sierpnia 2012

Fête du lac d'Annecy

Na zakończenie pobytu dziadków wybraliśmy się do Annecy, na wielki pokaz fajerwerków zorganizowany z okazji święta jeziora Annecy. Trzeba przyznać, że widowisko było spektakularne - perfekcyjnie zgrane światło, ogień, muzyka, a to wszystko na niecodziennej scenie, nad samym jeziorem Annecy, w otoczeniu Alp. 

Widowisko było metaforyczną podróżą przez dzieje tego miejsca, od Wielkiego Wybuchu, poprzez etapy tworzenia gór, rzek, lasów, jezior. Był to swego rodzaju hołd złożony naturze, która tak hojnie obdarzyła Annecy. 

Spektakl trwał aż 70 minut, w czasie których zużyto ponad 10 000 sztuk sztucznych ogni (ok. 3,4 ton prochu), wystrzeliwanych z 62 punktów. 

Także pobyt dziadków w Saint Genis zakończył się z przytupem. A jutro rozjeżdżamy się do Polski, z tym, że dziadki na północ, a my na południe poznać Franka! Bardzo dziękujemy dziadkom za opiekę nad Jankiem - szpitale polowe, gry w piłkę, a nawet odgrywanie roli więźniów :) i realizowanie tysiąca innych pomysłów Jana!

 
 
 



piątek, 3 sierpnia 2012

Witaj na świecie Franku!

O godzinie 18:00 dostałam wiadomość, że chyba się zaczęło, a krótko po 21 usłyszałam w słuchawce całkiem donośny płacz Franka, synka mojej siostry i Łukasza. Zaraz potem przyszedł piękny mms z ich wspólnym zdjęciem oraz słowami "Franciszek Łuczakiewicz ur. 03.08.12 g. 21:00, waga 3450, 54 cm nasz Syn". 

Franuś, Ola i Łukasz czują się dobrze. Łukasz zaskoczony tempem przebiegu porodu, oświadczył położnej, że on nie jest jeszcze gotowy :). Moja siostra spisała się na medal i to w błyskawicznym tempie.

Tymczasem tutaj, tak wiele kilometrów od Was, polały się łzy wzruszenia i szczęścia. Zostałam ciocią, Szymon wujkiem, Janek kuzynem.To jest wielki dzień!

Witaj na świecie maluszku! Gratulujemy Wam kochani!