niedziela, 27 października 2013

Neuschwanstein

Nadspodziewanie miła wycieczka w drodze powrotnej do Francji, którą odbyliśmy z wujkiem Mariuszem. Zamek w Neuschwanstein, główny cel wyprawy, wygląda dosłownie jak z bajki. Położony w Alpach Bawarskich w otoczeniu Jeziora Schwansee wygląda niesamowicie. To na nim wzorowany jest romantyczny zamek Królewny Śnieżki w Disneylandzie. Trzeba przyznać, że nie brakowało rozmachu ani fantazji Ludwikowi II, na którego życzenie powstał. Niestety pomysłodawca pożył w nim tylko kilka miesięcy,  po czym w niewyjaśnionych okolicznościach umarł. 

Jednak zamek, który po sobie zostawił, do dziś cieszy się niesamowitą popularnością. Corocznie odwiedza go grubo ponad milion turystów, co osobiście odczuliśmy czekając kilka godzin na jego zwiedzanie.

Ale nie ma tego złego - w oczekiwaniu na zwiedzanie wnętrza zamku, korzystając ze sprzyjającej aury, wynajęliśmy rowerek wodny i cieszyliśmy się niesamowitymi widokami z nieco innej perspektywy. Jasiu był zachwycony, zresztą my nie mniej :).



sobota, 26 października 2013

BMW, BMW i jeszcze raz BMW oraz ciut Monachium

Pierwszy dzień pobytu w Monachium był sponsorowany przez litery B, M oraz W, no może jeszcze cyfrę 3 i litery GT, tudzież ponownie literę M i cyfrę 5 ;). Naszą przygodę rozpoczęliśmy od zwiedzania BMW Welt, czyli ciekawie zaprojektowanego wielkiego salonu BMW, gdzie można dokładnie obejrzeć dzieła sztuki nowoczesnej całej grupy BMW, czyli również auta marki Rolls Royce i Mini, choć one akurat większych (pozytywnych) emocji we mnie nie wzbudzały ;). Po dłuższym czasie poszliśmy na spacer do pobliskiego Parku Olimpijskiego, gdzie odbywały się tragiczne letnie igrzyska olimpijskie w 1972 roku. Pogoda nam sprzyjała, więc postanowiliśmy wjechać na 291 metrową wieżę telewizyjną Olympiaturm. Mimo, że taras widokowy jest na wysokości 190 metrów, to i tak widok zapierał dech w piersiach. Przede wszystkim mogliśmy podziwiać BMW Welt, muzeum, centralę i fabrykę BMW w całej okazałości ;).

Tak się świetnie złożyło, że akurat wujek Mariusz pracował w tym czasie w Monachium, toteż udało się nam z nim spotkać w... BMW Welt :D. Po kolejnym obejściu wszystkich zakamarków postanowiliśmy udać się dla odmiany do muzeum BMW. I to również był strzał w dziesiątkę - oprócz interesujących eksponatów, podziwialiśmy również sam projekt muzeum. A, że jak powszechnie wiadomo, warunki oświetleniowe mają znaczący wpływ na odbiór oglądanego przedmiotu, wykorzystaliśmy fakt, że robiło się ciemno, żeby pójść znowu do BMW Welt :D:D:D. Nie czekaliśmy jednak, aż nas stamtąd wyrzucą i pojechaliśmy na spacer oraz kolację w okolice Ratusza, z Mariuszem w roli przewodnika - dzięki!

Drugi dzień nie był wcale ciekawy, bo nie byliśmy w BMW Welt ;). A tak na serio, to spędziliśmy go na konkretnym spacerze z naszymi gospodarzami, za co także, łącznie z gościną, dziękujemy! Oprócz okolic Ratusza (tym razem w świetle dziennym), byliśmy chociażby w parku angielskim (Englischer Garten), gdzie między innymi można oglądać surfujących zapaleńców. Mariusz dołączył do nas przy wieży chińskiej (Chinesischer Turm), gdzie spożyliśmy legendarne bawarskie piwo i kiełbasy. Było super, ale wydaje mi się, że musimy tam wrócić, bo chyba jest jeszcze parę miejsc w BMW Welt, których nie znam na pamięć :D.

Widok na centralę BMW i budynek muzeum
Mordy się wujkom cieszą :D
Trójwymiarowa konstrukcja płynnie formująca się w zarysy aut, użyta w reklamie BMW - super!
No trochę...coś tam...mi się podoba...chyba
Wnętrze BMW Welt, na piętrze szczęśliwi nabywcy odbierają swoje auta :)
Olympiaturm
Z naszymi gospodarzami na początku miłego spaceru
Surfing w centrum Monachium

czwartek, 24 października 2013

Lindau

Jasiu miał w przedszkolu ferie kartoflane, w związku z tym wzięliśmy dwa dni wolnego (a przez pierwsze trzy był podrzucany po znajomych - dziękujemy za opiekę!) i pojechaliśmy do Monachium w odwiedziny do mojego kolegi z poprzedniej pracy. 

W drodze do Monachium zatrzymaliśmy się w bawarskiej miejscowości Lindau. Niestety wszystko było spowite tak gęstą mgłą, że nic nie było widać. Co było robić, zaczęliśmy od jedzenia, a to okazało się bardzo udanym pomysłem, bo po zaledwie godzinie widoczność była idealna, co widać na załączonych obrazkach :).

Wejście do portu....
To samo miejsce po godzinie, tu już widać charakterystyczną wieżę i lwa

Jezioro Bodeńskie