piątek, 28 sierpnia 2015

Porno i duszno = wakacje w Turcji

Żegnając się z rodzicami przed wyjazdem do Turcji miałam wrażenie jakbym jechała na zesłanie, a nie na urlop. Klimat był grobowy. Atmosfera grozy dodatkowo została podkręcona na lotnisku kiedy zobaczyłyśmy z Olą samolot, którym mieliśmy lecieć na ten wywczas. Do fanów latania nie należę, a jak zobaczyłam to cudo, które miało właśnie odbyć swój trzydziestotysięczny lot, to myślałam, że zawrócę i spędzę wakacje na Borowej - spokojnie, fajna pogoda, basen, hamak i śląskie jedzenie.

Dolecieliśmy! Choć niektórzy mocno znieczuleni :). Ale z lotniska w Antalyi do hotelu w Alanyi jechaliśmy autobusem jeszcze ponad 2 godziny, a tam... Pierwsze negatywne zaskoczenie to stragany na terenie hotelu. Już miałam czarne wizje, że dzieciaki nas ciągle szarpią, żeby im kupić jakieś bibeloty. Szczęśliwie się nie spełniły, ale i tak sam pomysł uważam za poroniony. 

Drugi zonk to pokoje. Zmęczeni podróżą dostaliśmy w końcu klucz do pokoi, a te delikatnie mówiąc odstawały od tych z pięknych zdjęć w galerii na stronie hotelu (dostaliśmy dwie klitki na poddaszu). I wtedy rozpoczęły się moje negocjacje z recepcją. Pan najpierw mi powiedział, że nie ma miejsc i sorry, potem, że może jutro się coś zwolni, następnie, że na pewno jutro się coś zwolni (w nawiasie, że mam nie zawracać gitary i cieszyć się, że mam nocleg). No ale pomyślałam, że nazajutrz, jak już pościel i ręczniki zostaną zużyte to nikt mi nie da nowego, wysprzątanego pokoju. Doszłam do wniosku, że pan ewidentnie nie chce ze mną rozmawiać, przypomniało mi się, że przecież jestem w Turcji i nie jestem jako kobieta żadnym partnerem do rozmów. Poszli zatem negocjować śfagierki :). Wzięli ze sobą parę euro (chociaż pan przyznał, że woli w łapę polską wódkę) i co się okazało??? Że a i owszem, jest kilka wolnych pokoi w najnowszej części hotelu, mają taki i taki rozkład, który zatem by panom najbardziej odpowiadał? No niech mnie kule biją!

Nowe pokoje które dostaliśmy były lala. Dwa oddzielne, przestronne, połączone wspólnym korytarzem i łazienką. Warto było podkulić lisią kitę i wysłać na negocjacje męskich przedstawicieli gatunku :). 

Potem już było tylko lepiej, hotel okazał się prawdziwym rajem dla naszych dzieci. Oprócz kilku basenów i zjeżdżalni tuż przy naszym budynku, będąc cały czas na terenie hotelu, przechodziło się nad same morze, gdzie był gigantyczny aquapark z niezliczoną liczbą przeróżnych zjeżdżalni, o różnym stopniu trudności. Jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Jasiu szalał z radości, zwłaszcza wtedy kiedy ratownik pozwalał mu zjechać, z tych z których jeszcze nie mógł z powodu wzrostu, choć tylko raz dziennie. Poza tym dużo dobrego, bardzo zróżnicowanego jedzenia o każdej porze dnia. W ciągu dnia klub dla dzieci, a wieczorami różnego rodzaju imprezy, animacje, występy. No i wiadomo, towarzystwo Łuczaków! Poznaliśmy też bardzo fajne polskie małżeństwo, z którym miło spędziliśmy dwa wieczory, Jasiu miał towarzysza zabaw Maksia, a Franek nową muzę, siostrę Maksia - Oliwię :) - serdecznie pozdrawiamy!

Niestety sporym minusem tego wyjazdu była zbyt wysoka temperatura, która przy dużej wilgotności powietrza, bywała nie do zniesienia. Zdarzało się, że właściwie nie dało się wysiedzieć dłużej niż 5 minut na leżaku. Biedny Franiu niestety to odchorował i przez trzy dni gorączkował. Oprócz tego Szymona krew zalewała jak dwa, trzy razy każdego wieczoru w restauracji przygasało światło i przy dźwiękach beznadziejnej wersji "Happy Birthday" kelnerzy maszerowali w stronę jubilatów (skazańców) celem wręczenia im tortu, przy wybuchach confetti :).

Także następnym razem w tym samym składzie, ale w jakieś normalniejsze temperatury :).

Pożegnanie z dziadkami
Odlot
Kuzyni
i śfagierki :)
Pierwsza biba dla najmłodszych
Pląsy w pianie, impreza na plaży
Zajęcia plastyczne
Wszystkiego trzeba spróbować :)
Liska z liskiem
To lubię!
Miłość!

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nie ma jak w domu

Koniec samotnego brykania jak za dobrych, studenckich czasów! :) Nadszedł czas wyjazdu do Polski po nasze dziecię i spędzenie przynajmniej części wakacji razem. 

Plan jak to zwykle w Polsce napięty. Rozpoczęliśmy od Grotnik i pięknej, rodzinnej imprezy u cioci Adżelajdy. Zjechała się cała rodzina mojego teścia, którą właściwie od pierwszych chwil traktowałam jak własną. A znamy się już przeszło 16 lat! Pamiętacie te pierwsze spotkanie? Świniobicie & pomidory :). 

Impreza była przednia, doborowe towarzystwo, doskonałe, swojskie jadło, a nawet i lokalna kapela z repertuarem na cześć gospodarzy! Wrzucam filmik, żebyście mogli poczuć ten klimat!


Po Grotnikach, kierunek Mikołów, prosto na kolejny fajer, mianowicie trzecie urodziny mojego chrześniaka Franka. Impra w klimacie Minionków. Moja siostra to ma dar do dekoracji i rękę do wypieków. Gwoździem programu były gigantyczne bańki mydlane puszczane wraz z panią animatorką. 

A potem nastąpiły przygotowania do wspólnych z Łuczakami wczasów w Turcji, bieganie po sklepach, przepakowywanie walizek i inne takie takie, a wszystko przy wtórze próśb mojej mamy, żebyśmy jednak nie jechali. Po atakach w Tunezji została zagorzałą przeciwniczką wyjazdów do krajów muzułmańskich. No cóż, wczasy w Turcji zakupiliśmy przed tymi atakami, a zaraz po nich próbowaliśmy je odsprzedać, ale jakoś nikt nie chciał się skusić... Sprawy nie ułatwiły dodatkowo ostatnie ataki terrorystyczne na granicy syryjsko-tureckiej. Także klimat przed wyjazdem jest daleki od wakacyjnego...

GROTNIKI I OKOLICE
Perfekcyjna organizacja stołu :)
Szaleństwo w pomidorach
W wiatraku z ciocią Magdą
I na motorze z Leonsio!
Studenckie przyjaźnie!
Chillout pod stodołą

URODZINY FRANIA
Szanowny Jubilat
Idealny...
...timing!
Bańki maszynowe :)
Nie tylko dzieci się dobrze bawiły :)