niedziela, 17 lipca 2016

Lodowiec Aletsch

W tym roku Jasiek pojedzie na ponad dwa i pół tygodnia do Kołobrzegu, gdzie będzie pod opieką moich rodziców. Dziadek Józiu przyleciał go zabrać, a jako, że parę dni u nas pobędzie, wybraliśmy się podziwiać Lodowiec Aletsch - póki jeszcze jest co oglądać zanim całkowicie stopnieje, choć miejmy nadzieję nie nastąpi to tak szybko - jest to największy lodowiec Alp, który ma około 23 km długości. Od dawna nosiliśmy się z zamiarem tej wyprawy, bo jest co oglądać!

Mieszkaliśmy w miejscowości Riederalp, która jest położona na wysokości 1905 m n.p.m. więc w zasadzie i bez lodowca było pięknie :). Jednak po wjechaniu na Moosfluh stwierdziliśmy, że może być jednak jeszcze lepiej. Poszliśmy stamtąd na spacer trasą wzdłuż lodowca i podziwialiśmy Aletsch w całej okazałości. Wieczór był zarezerwowany na Catana - to już nasza górska tradycja.

Następnego dnia wybraliśmy się jednak w drugą stronę. Naszym celem był wiszący most, na trasie łączącej Riederalp z Belalp. I tym razem też było warto - most ma długość 124 metry i jest zawieszony na wysokości 80 metrów. Super sprawa :). Jak się okazało, trasa była dość ambitna - 652 metry podejścia, 792 metry zejścia, ponad 11.5 kilometra długości, a wszystko to w 6.5 godziny. Brawa dla ciężarnej!

DZIEŃ 1
W drodze na Moosfluh
Ja, z ptakiem, a i jeszcze lodowcem w tle :)
Ania z Julką :)
Ujęcie z lodowcem nr 154 :)
Rześki widoczek z hotelu

DZIEŃ 2
Już blisko...
I jest!

środa, 6 lipca 2016

Pierwsi Grotniczanie nareszcie u nas!

Stało się! Po wieloletnich namowach, wreszcie przyjechali do nas pierwsi Grotniczanie, czyli wuja Tom z Magdą. Czekamy teraz na kolejne ekipy :).

Przez te parę dni zaliczyliśmy standardowe punkty programu, czyli między innymi lotnisko, wraz ze startującym Boeingiem 777 (ta moc, ten dźwięk!), winnice oraz Genewę z Jet d'Eau czy też wejściem na wieże Katedry Św. Piotra.

Udało się też wybrać na dłuższą i dużo ciekawszą wycieczkę, czyli na Grands Montets (3295 m n.p.m.) niedaleko Chamonix. Ania z Jasiem już tam byli (link), ale ja jeszcze nie miałem okazji, więc tym bardziej cieszyłem się na tę wyprawę, bo góry to zdecydowanie moja ulubiona destynacja. Na samą górę wjechaliśmy kolejką linową, gdzie widoki zapierały dech w piersiach, tym bardziej, że pogoda dopisała. Wracając, postanowiliśmy wybrać się na mały spacer - ze stacji przesiadkowej do czoła lodowca Argentière. I to dopiero był widok!

Jest i lodowiec!
Na szlaku, jak zwykle w Alpach, tłumy ;)
To nie my :)