sobota, 13 czerwca 2015

Żeby kózka nie skakała...

Całe swoje dzieciństwo bałam się tego, że dostanę zakażenia krwi. Mama co jakiś czas wspominała o tym jak to przekuła sobie odcisk igłą wyparzoną w herbacie (sic!) i poszła jej piska tj. pręga! Tak zrodziła się największa zmora mojego dzieciństwa. Pamiętam, że bywały wieczory, kiedy przed pójściem spać dokładnie sprawdzałam, czy gdzieś przypadkiem, nie wiadomo z jakiego powodu, nie leci mi piska :). 

U mnie jakoś obyło się bez zakażenia krwi, Jasiu jednak miał mniej szczęścia... A zaczęło się od upadku na hulajnodze, przy zjeździe z rampy. Rana na dłoni była dosyć nieciekawa, bo powchodził w nią żwir. Polecieliśmy do domu szybko ranę przemyć i zdezynfekować. Janek ryczał wniebogłosy, ale po zastosowaniu magicznego plasterka ból zniknął, a Jaś stwierdził, że właściwie nic mu nie jest i może iść na wcześniej zaplanowane urodziny koleżanki. 

Urodziny odbyły się w bawialni, plaster odpadł i rana miała kontakt z zyliardem bakterii. Wieczorem zauważyłam, że wokół niej robi się dziwny rumień. Po jakimś czasie rumień zaczął się formować w pręgę. Zaznaczyłam długopisem do jakiego miejsca sięga, a po pół godziny nie miałam już wątpliwości, że to zakażenie krwi. 

Szybko zebraliśmy się na pogotowie, gdzie spędziliśmy praktycznie całą noc. Pani pielęgniarka była nieco zdziwiona, że zakażenie poszło w takim tempie. Janek dostał kroplówkę z antybiotykiem. W niedzielę dwukrotnie była u nas pielęgniarka i Janek dostał kolejne dwie kroplówki, potem w poniedziałek poranna wizyta w szpitalu na kolejną i jeszcze doustnie antybiotyk na 10 dni. 

Miejmy nadzieję, że to pierwsza i ostatnia tego rodzaju przygoda. Nie fikaj Jasiu! :)


4 nad ranem...
Kroplówka a la maison :)
Trzeba sobie radzić :)

sobota, 6 czerwca 2015

Pierwsze piłkarskie szlify

Po całym roku treningów piłkarskich Jasia, nadszedł czas na weryfikację zdobytych umiejętności - pojechaliśmy na regionalny turniej do francuskiego Annemasse. Pogoda dopisała, a jako że boisko usytuowane było w pobliżu aeorodromu, mieliśmy dodatkową atrakcję. Niestety "dopisała" również francuska niepunktualność - zerwaliśmy się w sobotni poranek wcześnie z łóżek, żeby dojechać na dziewiątą kiedy to turniej miał się rozpocząć, ale jak zwykle wszystko przeciągnęło się o dobrą godzinę :). I właściwie nie wiadomo czemu, bo sądząc po obłożeniu parkingów, raczej wszystkie drużyny i ich kibice przyjechały mniej więcej na czas. A było ich sporo, więc zachodzi podejrzenie, że opóźnienie wynikało po prostu ze standardowych francuskich całusów i obściskiwań na przywitanie ;). Polecam poniższy filmik świetnie opisujący to zjawisko :D.



Zacięte rozgrywki trwały do późnego popołudnia. Chłopaki co prawda dawali z siebie wszystko, ale to i tak okazało się być za mało na inne drużyny, bo większość spotkań niestety przegrali, a przegrywanie to nie jest ulubiona rozrywka naszego kochanego piłkarza ;). Na całe szczęście medale były przygotowane dla wszystkich uczestników, co chociaż trochę osłodziło gorycz porażki :)

Międzymeczowy chillout
Luta!
Fair Play
Jest i medal