Po wielu miesiącach przygotowań nadszedł czas na Dni Otwarte w CERNie. Szanowna Małżonka wybrała się rano zwiedzać podziemne instalacje detektora LHCb, ale "najżywsze" wspomnienia ma z parkingu, na którym stała w korku przez kilkadziesiąt minut chcąc wrócić do domu ;).
Po południu postanowiliśmy zatem skorzystać z dodatkowego transportu publicznego, co początkowo okazało się, również niezbyt udanym pomysłem... Otóż miły pan kierowca dwukrotnie wprowadził nas w błąd odnośnie celu podróży, najpierw przy wsiadaniu, a potem już w trakcie jazdy, kiedy obrany kierunek był niezmiennie odmienny od właściwego :). Chcieliśmy dostać się do głównej części CERNu, a wylądowaliśmy w okolicach detektora ALICE. Stamtąd oczywiście nie było bezpośredniego połączenia do miejsca docelowego - trzeba było najpierw pojechać do drugiej części CERNu, położonej w całości po stronie francuskiej. Ale nie ma tego złego - przez przypadek trafiliśmy tam gdzie byli CERNowi strażacy, dzięki czemu Jasiu przekonał się jak to jest być w zadymionym pomieszczeniu oraz gasić pożary, co bardzo mu się spodobało.
Ostatecznie trafiliśmy w pierwotnie zaplanowane miejsce, gdzie miło zakończyliśmy dzień lodami zrobionymi z jogurtu zamrożonego przy użyciu ciekłego azotu.