Zazwyczaj Wielkanoc spędzamy w domu, we Francji. Tak było i w tym roku. Na kilka dni przed świętami przyjechali do nas Łuczaki z Pawełkiem. Spędziliśmy ten czas razem na gotowaniu, jedzeniu, spacerach, wycieczkach, grach, zabawie z dziećmi, rozmowach o życiu, przyszłości, itp. Każde takie spotkanie to próba nadgonienia czasu, którego ze względu na odległość, nie możemy spędzać razem. Łuki i Paweł próbowali jeździć na nartach, ale po tak ciepłej zimie było już na to trochę za późno.
Na samo śniadanie wielkanocne zostaliśmy zaproszeni do Łapkowa. Z góry powiedziano nam, że ono zazwyczaj trwa do wieczora. Także słowo się rzekło, zostaliśmy do północy :). Było fantastycznie, jak to zwykle w Łapkowie. Dużo ludzi (5 rodzin z dziećmi, łącznie 23 osoby!), cudowna atmosfera i kupa śmiechu. Graliśmy w kalambury i myślę, że niektóre momenty i hasła zapamiętamy na długo. Jedzenia tyle, że uginały się stoły. Każdy coś przyniósł i było pysznie. Udało się nawet uratować żurek, na który zakwas eksplodował mi dzień wcześniej, zalewając moją umytą na święta kuchnię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz