Tak się złożyło, że od narodzin Julki opiekujemy się naszą Małą Mi razem z Szymonem. Młoda pewnie nie kuma jak wielkie ma szczęście, że codziennie rano budzi się, a obok siebie ma zakochanego po uszy tatę i mamę. Jest to niezwykłe zwłaszcza w Szwajcarii, gdzie pracuję. Mój płatny urlop macierzyński trwał zaledwie 3,5 miesiąca i zakończył się 23 marca... A ponieważ nie wyobrażałam sobie zostawić tego małego ssaka nikomu innemu, poprosiłam o urlop bezpłatny. Okazało się, że był to wyczyn niemal pionierski, bo większość kobiet wraca tutaj do pracy od razu po macierzyńskim. Operacja zakończyła się jednak sukcesem, a ja wracam do pracy dopiero po wakacjach letnich.
Nasze dni podobne są jeden do drugiego. Bawimy, nosimy, rozpieszczamy, usypiamy, odkrywamy co lubi, a czego wcale, zachwycamy się małymi uszkami, dziurkami w rączce, nowymi odgłosami i tak bez końca :). Lwią część dnia i niestety nocy stanowi karmienie piersią. Dzięki temu, że jesteśmy oboje w domu mamy też zdecydowanie więcej czasu dla naszego pierworodnego.
Pomimo tego, że jesteśmy we dwójkę, bywamy zmęczeni. Ale przede wszystkim jesteśmy szczęśliwi. To macierzyństwo jest dojrzalsze, wiemy że zęby się kiedyś w końcu przebiją, a jak nie pośpi w nocy to odeśpimy z nią w dzień. Że ten wspólny czas dobiegnie bardzo szybko końca i już na zapas tęsknimy za tą nieoczekiwaną, ale jakby nie było jednak labą. Mamy bowiem przeczucie że to se już nie wrati.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz