Od kilku miesięcy wiedziałem, że z okazji 100-lecia Szwajcarskich Sił Powietrznych, w miejscowości Payerne, położonej około 120 kilometrów od Genewy, ma zostać zorganizowany Air Show - AIR14. Ponieważ nigdy na tego rodzaju imprezie nie byłem, a zawsze chciałem pojechać, zmontowaliśmy z Jasiem, Arturem oraz Oliwierem męską ekipę i ruszyliśmy miło zakończyć wakacje. Nie wiedzieć czemu, nasze kobiety jakoś niekoniecznie były zainteresowane ;).
No i nie zawiedliśmy się! Tym bardziej, że oprócz rzeczy typowych dla tego rodzaju imprez, czyli różnego rodzaju pokazów i akrobacji samolotowych, tudzież helikopterowych, było znacznie więcej atrakcji - zainteresowani lotnictwem mogli nawet znaleźć pracę, bo była cała aleja firm związanych z tą branżą :). Ale to co najbardziej podobało się naszym chłopcom, to wystawa całego przekroju sprzętu wojskowego, na dodatek z możliwością nieskrępowanego zwiedzania wszystkiego i wszędzie, czyli m.in. wnętrz helikopterów, pojazdów opancerzonych, czołgów, radarów, baterii przeciwlotniczych itp. itd. Oliwier, maniak czołgów, był w siódmym niebie kiedy zobaczył Leoparda :). Z jednej strony to wszystko fascynujące, ale z drugiej przerażające - jak pomyśli się do czego tak naprawdę te cuda techniki zostały stworzone...
A wracając do sedna imprezy - mimo, że akrobatyczne pokazy ekip z kilku krajów (Patrouille Suisse lecące również w szyku z Airbusem A330, Patrouille de France, Patrulla Aguila, Breitling Jet Team, PC-7 Team, Wings of Storm) robiły naprawdę duże wrażenie, to jednak dla mnie największą atrakcją były pokazy myśliwców wojskowych, takich jak np. F-16 Falcon, F/A-18C Hornet czy dwa polskie SU-22 Fitter i MIG-29A Fulcrum. Ten ostatni wymiótł konkurencję, m.in. tym, że był...najgłośniejszy :). Nie wiem czy to był "wiejski tuning" czy może rosyjscy projektanci stwierdzili, że samolot musi siać popłoch wśród wroga, ale trzeba przyznać, że miażdżący bębenki dźwięk silników, dawał pewne wyobrażenie jaką mocą musi dysponować pilot ;). Z polskich akcentów na płycie lotniska można było jeszcze zobaczyć samolot CASA C-295, więc trzeba przyznać, że reprezentacja naszego kraju była całkiem dobra.
Po całym dniu w upalnym słońcu, zmęczeni, ale bardzo zadowoleni doszliśmy do auta, po to tylko, żeby spędzić - uwaga, będzie rekord - połtórej godziny w korku...na parkingu! W tym czasie po tymże parkingu, który mieścił się zresztą na pobliskim ściernisku, przejechaliśmy jakieś 200 metrów... Na szczęście mimo wszystko humory dopisywały, a na miłe zakończenie dnia pojechaliśmy już z całą rodziną do Artura i Agi na jak zwykle pyszną kolacyjkę, gdzie nasz Jasiek po raz kolejny udowodnił, że siły ma niespożyte - bawiąc się i szalejąc jakby dopiero co wstał z łóżka, po dobrze przespanej nocy :).
To i powyższe zdjęcia - Patrouille de France
Patrouille Suisse - z i bez Airbusa A330
Tato, patrz! Black Hawk! Ale jesteś w dechę, że mnie tu zabrałeś ;)
Black Hawk "en face"
Mi-8
To jeszcze nie nasza CASA...
...a tu już nasza...
...i jej pilot :)
Jest powaga, jest dobrze
A takiej powagi Tom Cruise w Top Gun by się nie powstydził :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz