Okolica, w której mieszkamy nie pozwala nam na przesiadywanie w czterech ścianach, nawet po tak wyczerpującym czasie jak ostatnie trzy tygodnie. Dziś była tak piękna pogoda, że najnormalniej w świecie nie wypadało zostać w domu. Szymon wyczaił jakiś łagodny szlak, który moglibyśmy przemierzyć z Jaśkiem. Prowadził on na szczyt Le Turet (1375 m) znajdujący się na francuskiej Jurze. Wprawdzie nie było zbyt wielu ostrych podejść, ponieważ wysoko podjeżdża się tam autem, ale teren należał do tzw. trudnych i cała wędrówka trwała około 3h (choć bez dziecka pewnie udałoby się to spokojnie zrobić w 1,5h:)). Na szlaku natrafiliśmy na urwiska, korzenie, skały oraz oznakowania o konieczności zakładania raków w zimie, ale mimo późnej jesieni nie było jeszcze nawet śladu śniegu, pogoda była raczej majowa.
Ze szczytu podziwialiśmy panoramę Alp. Niestety widok był trochę przysłonięty przez drzewa, ale w drodze powrotnej były jeszcze dwa miejsca, z których widok na Alpy zapierał dech w piersiach. Byliśmy zaskoczeni, aż tak dobrą widocznością szczytów, ponieważ wszystko na dole było spowite gęstą mglą i nie spodziewaliśmy się, aż takich wrażeń.
Ze szczytu podziwialiśmy panoramę Alp. Niestety widok był trochę przysłonięty przez drzewa, ale w drodze powrotnej były jeszcze dwa miejsca, z których widok na Alpy zapierał dech w piersiach. Byliśmy zaskoczeni, aż tak dobrą widocznością szczytów, ponieważ wszystko na dole było spowite gęstą mglą i nie spodziewaliśmy się, aż takich wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz