niedziela, 30 września 2012

San Francisco

San Francisco - miasto, które totalnie zburzyło moje wyobrażenie na temat Ameryki i Amerykanów. Biegających jest tutaj zdecydowanie więcej niż pieszych, otyłych jak na lekarstwo, za to wiele restauracji serwujących zdrowe jedzenie, w tym mnóstwo miejsc specjalizujących się w podawaniu owoców morza. 

Zgodnie z moimi oczekiwaniami, ulice San Francisco okazały się być strome, jak w filmach sensacyjnych z dużą ilością pościgów i podskakujących wozów. Już przed wyjazdem miałam jakieś koszmarne sny, że zapominam wcisnąć hamulec w wózku, w którym jest Janek - chociaż nie miałam zamiaru brać wózka, bo już od jakiegoś czasu nie używamy :). Ponoć wlepiane są tutaj spore mandaty za parkowanie bez odpowiedniego skręcenia kół, które umożliwia zatrzymanie auta na krawężniku, w razie awarii hamulców. Każdy domek koniecznie wyposażony jest w wykusz. Jednak tylko na filmach te domy się tak ładnie prezentują, a w rzeczywistości wyglądają jak z kartonu i sprawiają wrażenie jakby miały się za chwilę rozpaść ze starości :). Przez tydzień mieszkaliśmy w jednym z takich mieszkań i choć architektura bardzo mi się podoba, to widać i czuć :), że te budynki powstawały sporo lat temu.

San Francisco zaskoczyło mnie przede wszystkim swoją różnorodnością. W dzielnicy finansowej Financial District czy dzielnicy handlowej Union Square, wśród drapaczy chmur, jest mnóstwo pucybutów, a ulicami jeździ zabytkowy tramwaj linowy. Na ostatnim przystanku, jego kierunek zmieniany jest na zwrotnicy ręcznie przez motorniczego. Z dzielnicą finansową, sasiąduje dzielnica chińska - Chinatown. W przeciągu pięciu minut, człowiek znajduje się w zupełnie innym świecie i choć wprawdzie w Chinach jeszcze nigdy nie byłam, to tak właśnie je sobie wyobrażam. Gwar, mnóstwo ludzi, straganów, sklepów, restauracji serwujących wspaniałe jedzenie, herbaciarni, sklepów zielarskich, charakterystycznych chińskich budynków typu pagoda i czerwonych lampionów. 

Kawałek dalej od ścisłego centrum, w dzielnicy Embarcadero, czuć coraz intensywniej klimat miasta portowego. Można stąd podziwiać widok na piękny most Bay Bridge, statki wpływające do Zatoki San Francisco oraz przepiękny budynek San Francisco Ferry Building, pełniący funkcję terminala dla wpływającej floty oceanicznej. Idąc dalej wzdłuż linii brzeżnej, trafiamy do Fisherman's Wharf, dawnej dzielnicy rybackiej, w której obecnie panuje jarmarczna atmosfera, mnóstwo tutaj restauracji podających świeże owoce morza, kiczowatych, marynarskich sklepów z pamiątkami, ale też pięknych kolorowych łodzi rybackich czy ogromnych okrętów. Jest tu także Pier 39 - miejsce, gdzie m.in. wylegują się lwy morskie :). Te sympatyczne zwierzątka od zawsze były w Zatoce San Francisco, ale po ogromnym trzęsieniu ziemi w 1989 roku, zaczęły coraz liczniej przybywać na pomost przy Pier 39, tak jakby tutaj czuły się bezpieczniej. Pomimo tego, że generują charakterystyczny smrodek, są tak pocieszne, że staliśmy tam z Jankiem chyba godzinę, obserwując jak się śmiesznie na siebie kładą, gadają po swojemu i chłodzą zanurzając łapy w wodzie. 

San Francisco to po dziś dzień również miejsce dla prawdziwych hippisów! Część z nich przemieszcza się fantastycznie kolorowymi wozami. Niestety, w tym mieście jest też mnóstwo lumpów, którzy bywają agresywni, bo nie mają nic do stracenia. Miałam raz wątpliwą przyjemność spotkania jednego z takich mało milusińskich panów. Na szczęście tylko mnie zbluzgał, ale Janek po tym zajściu nie chciał wychodzić z domu.

Wracając jednak do bardziej pozytywnych aspektów - San Francisco to miasto, które może się pochwalić wspaniałymi muzeami, w tym najfajniejszym jakie dotychczas zwiedzałam, tj. California Academy of Sciences i akwariami oraz pięknymi, ogromnymi parkami - ale to opiszę już w innym poście.

Zdjęć do tego posta wyszło tak dużo, że kolejną ich porcję znajdziecie w kolejnym poście.

Financial District


 Union Square 


Tramwaj linowy (cable car)
Ten old school'owy tramwaj jeździ po takich stromych ulicach


Okolice Fort Mason


Embarcadero

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz