Pierwszy tydzień wakacji spędziliśmy w
okolicy Biarritz. Ponieważ pogoda nie była typowo plażowa, wykorzystywaliśmy
pochmurne dni na zwiedzanie okolicznych miast i miasteczek, jak na przykład Saint-Jean-de-Luz (pyszne owoce morza i gateau de basque) czy Bayonne. Byliśmy nawet
na jeden dzień w Hiszpanii, bo aż żal było nie zobaczyć San Sebastian, położonego zaledwie 50 km od Biarritz (boskie tapas i Sangria).
Ale jak tylko pojawiało się słońce, od razu
pakowaliśmy się na plażę. I chociaż woda w Atlantyku jest lodowata, to ogromne
fale wynagradzały wszystkie niedogodności. Nie wiem kto miał więcej frajdy, my czy dzieci :). A moc mają te fale niesamowitą – w sekundę tracisz równowagę, okulary, a nawet gacie :).
Większość czasu
spędziliśmy bardzo miło, ale były też nieprzyjemne chwile grozy. Zaraz
pierwszego dnia, Jasiu pomimo niezbyt kąpielowej aury wszedł do basenu, a właściwie na pływający w nim materac. Poradziłam mu, żeby może najpierw sprawdził ile jest
pod nim wody, a on posłuchał, sprawdził i zaczął się topić... Okazało się, że
pod spodem jest jakieś 1,5 metra... Na szczęście siedzieliśmy wszyscy wokół basenu, więc
szybko został wyłowiony, ale praktycznie większość wakacji nie wchodził dalej w głąb basenu, niż pierwszy metr, gdzie było bardzo płytko. I tak moje plany dotyczące
nauki pływania legły w gruzach.
Kolejne tego rodzaju przygody zdarzały się podczas wychodzenia na dwór/basen. Odbywało się to przez przesuwne drzwi tarasowe, wyposażone w ogromną szybę. Była
tak wypucowana, że kilkoro z nas przynajmniej raz przydzwoniło twarzą zakładając, że drzwi są otwarte...
Muszę powiedzieć, że
trochę obawiałam się wakacji w wynajmowanym domu, gdzie będzie trzeba gotować, sprzątać i
zajmować się tym wszystkim, co robię codziennie, a od czego chciałabym w
wakacje odpocząć. Okazało się jednak, że to dużo lepsze rozwiązanie niż typowe
wczasy w hotelu, gdzie trzeba ciągle chodzić za dziećmi, które mogą się zgubić wśród tysiąca innych gości hotelowych. Gotowanie, czy sprzątanie też nie było wielkim
problemem, zwłaszcza że często jedliśmy na mieście. Myślę, że następne wakacje
spędzimy w taki sam sposób :).
BIARRITZ
Nasz łobuz |
ATLANTYK I NIERÓWNA WALKA Z FALAMI
BASSUSSARRY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz