wtorek, 2 lipca 2013

Zatoka Biskajska – pierwszy tydzień wakacji (Biarritz, Saint-Jean-de-Luz, Bayonne, San Sebastian)


Pierwszy tydzień wakacji spędziliśmy w okolicy Biarritz. Ponieważ pogoda nie była typowo plażowa, wykorzystywaliśmy pochmurne dni na zwiedzanie okolicznych miast i miasteczek, jak na przykład Saint-Jean-de-Luz (pyszne owoce morza i gateau de basque) czy Bayonne. Byliśmy nawet na jeden dzień w Hiszpanii, bo aż żal było nie zobaczyć San Sebastian, położonego zaledwie 50 km od Biarritz (boskie tapas i Sangria).

Ale jak tylko pojawiało się słońce, od razu pakowaliśmy się na plażę. I chociaż woda w Atlantyku jest lodowata, to ogromne fale wynagradzały wszystkie niedogodności. Nie wiem kto miał więcej frajdy, my czy dzieci :). A moc mają te fale niesamowitą – w sekundę tracisz równowagę, okulary, a nawet gacie :).  

Większość czasu spędziliśmy bardzo miło, ale były też nieprzyjemne chwile grozy. Zaraz pierwszego dnia, Jasiu pomimo niezbyt kąpielowej aury wszedł do basenu, a właściwie na pływający w nim materac. Poradziłam mu, żeby może najpierw sprawdził ile jest pod nim wody, a on posłuchał, sprawdził i zaczął się topić... Okazało się, że pod spodem jest jakieś 1,5 metra... Na szczęście siedzieliśmy wszyscy wokół basenu, więc szybko został wyłowiony, ale praktycznie większość wakacji nie wchodził dalej w głąb basenu, niż pierwszy metr, gdzie było bardzo płytko. I tak moje plany dotyczące nauki pływania legły w gruzach.

Kolejne tego rodzaju przygody zdarzały się podczas wychodzenia na dwór/basen. Odbywało się to przez przesuwne drzwi tarasowe, wyposażone w ogromną szybę. Była tak wypucowana, że kilkoro z nas przynajmniej raz przydzwoniło twarzą zakładając, że drzwi są otwarte...

Muszę powiedzieć, że trochę obawiałam się wakacji w wynajmowanym domu, gdzie będzie trzeba gotować, sprzątać i zajmować się tym wszystkim, co robię codziennie, a od czego chciałabym w wakacje odpocząć. Okazało się jednak, że to dużo lepsze rozwiązanie niż typowe wczasy w hotelu, gdzie trzeba ciągle chodzić za dziećmi, które mogą się zgubić wśród tysiąca innych gości hotelowych. Gotowanie, czy sprzątanie też nie było wielkim problemem, zwłaszcza że często jedliśmy na mieście. Myślę, że następne wakacje spędzimy w taki sam sposób :).

BIARRITZ
Nasz łobuz

ATLANTYK I NIERÓWNA WALKA Z FALAMI

BASSUSSARRY


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz