Dwa
dni istnego szaleństwa w królestwie klocków w niemieckim Legolandzie. Z okazji
Dnia Dziecka postanowiliśmy zabrać nasze dzieci i spełnić ich (i nie tylko ich :D) dziecięce marzenia.
Szczerze
powiedziawszy, osobiście nie byłam zachwycona pomysłem wyjazdu do tego parku
rozrywki, w przeciwieństwie do chłopców. Mnie bardziej skusiło towarzystwo niż
wizja oglądania miniaturek z klocków przez dwa dni. Muszę jednak powiedzieć, że
byłam pozytywnie zaskoczona. Świetne karuzele i atrakcje, fabryka klocków,
sklepiki z ciekawymi gadżetami z Lego, niedostępnymi poza Legolandem (np. pojemnik
na kanapkę z możliwością wygrawerowania imienia i nazwiska właściciela) oraz
wspomniane miniatury, które rzeczywiście robią wrażenie, zwłaszcza stadion
Arena, lotnisko w Monachium, czy pięknie odwzorowana Wenecja.
Ponadto,
w związku z kręceniem kolejnej części Gwiezdnych Wojen ten rok w Legolandzie
dedykowany był tematyce Star Wars. Krzątało się zatem mnóstwo postaci Jedi,
Księżniczek Lea, Anakinów, Sky Walkerów, Vaderów, wojowników Imperium, a
ponadto ogromne statki kosmiczne (w tym X-Wing) i inne atrakcje rodem z
Gwiezdnych Wojen.
Sporo
energii i nie tylko poświęciliśmy na zdobycie pluszowych, gigantycznych
Minionków. Za kilka euro wykonywaliśmy 3 nieudane rzuty do kosza, po czym
płaciliśmy kolejnych parę euro i podejmowaliśmy wyzwanie po raz drugi - i tak w kółko, aż wreszcie udało się zdobyć dwa
upragnione Minionki – jeden dla Janka, drugi dla Franka. Były salwy śmiechu,
chwile grozy i w końcu gromkie brawa dla zdobywcy Szymona.
Z
Legolandu Donie pojechali do Monachium, a my ruszyliśmy do Mülheim odwiedzić
moją rodzinę, u której byłam ostatnio jakieś dwadzieścia lat temu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz