piątek, 17 czerwca 2011

Falstart

Wieczorkiem po spakowaniu wszystkich gratów, generalnym wysprzątaniu naszej chatki spędziliśmy miły, choć załzawiony wieczór u Hopków z Mędkami i babcią Irenką. Dostaliśmy piękne suwenirki, ciotka Klamerka dała nam skomponowany przez siebie album ze zdjęciami dokumentującymi naszą znajomość, a od Hopków zestaw płyt z nieziemską muzyką Preisnera. Objedliśmy się pizzą z PEPE (też będę tęsknić:)) i po uściskach, kusiolach i łzach udaliśmy się do wyrka.

Następnego dnia rano zgodnie z planem wyjechaliśmy na lotnisko. Ile było opowiadań Jankowi jak to nie będzie fajnie na tym lotnisku, że odprawa, że power, że samolot wzbije się w niebo, że to taka siła, eh, oh, ah... i bach. Nie polecieliśmy, nasz samolot do Frankfurtu odwołano ze względu na awarię techniczną samolotu.

Na szczęście Hopki przygarnęli nas na kolejną noc, ale ja zaczęłam mieć jakieś czarne myśli, że to może znak, że może my z motyką na słońce się porywamy, przecież niczego nam nie brakowało i że mieliśmy palec, a chcemy pięć. No i nie spałam prawie całą noc, a tu następny lot (który zresztą jakimś cudem udało się tak szybko załatwić Szymonowi) mieliśmy o mniej romantycznej porze, bo o 7:15, a to oznaczało pobudkę o 5. Ale na szczęście za drugim podejściem wszystko było git, a do Monachium pilotował nas Tadeusz Bachleda-Curuś, brat słynnej Alicji:). Jaśko był pod wielkim wrażeniem lotniska i całej tej otoczki. Zachowywał się wzorowo, a jego walizka-krokodyl została nazwana przez obsługę lotniska we Wro Forfiterem:) i było wiele radości.


Zdjęcie Janka z samolotu - najpierw była radocha, a potem minka mu zrzedła, ale tylko na chwilę, resztę podróży zniósł bardzo dzielnie (zdjęcia słabej jakości, ale obrazują stan ducha:)).

1 komentarz:

  1. ja tez dobrze pamietam te noc, dostalam wtedy cos na ksztalt stanu przedzawalowego, spalam chyba z godzine ,a snilo mi sie , ze nam Jaska zostawiliscie... #??*//#

    OdpowiedzUsuń