poniedziałek, 20 czerwca 2011

Saint Genis Pouilly

Dotarliśmy do Genewy, a stąd dzięki uprzejmości Kingi dostaliśmy się do Saint Genis Pouilly we Francji, gdzie wynajmujemy mieszkanie. Ciekawe doświadczenie, przeprowadzka do kraju, w którym byłam zaledwie kilka razy przejazdem, nigdy na dłużej, do miejscowości, w której nie byłam jeszcze nigdy w ogóle i o której praktycznie nic nie słyszałam. Ale jak szaleć to szaleć!

Mieszkanie zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie, trochę przypomina układem nasze wrocławskie gniazdko, a do tego tyle tu światła dziennego i przestrzeni, że już je lubię.
 
Po kilku godzinach od naszego przyjazdu dotarła pierwsza ciężarówka. Panowie rozpakowali ładunek, ale po drugiej ciężarówce nie było śladu. Okazało się, że firma przeprowadzkowa mając świadomość, że nie zmieścimy się do jednej ciężarówki przysłała nam drugą, ale nie swoją tylko wynajętą wraz z kierowcą na portalu logistycznym. Nie wiedząc nic o kierowcy powierzyli mu nasze rzeczy….Namierzaliśmy gościa kilkadziesiąt minut, a jak się już udało z nim skontaktować, to zaczął nas robić w bambuko. Raz mówił, że ma jeszcze 250 km do celu, po dwóch godzinach stał w „gigantycznym korku”, tym razem już 350 km do mety….

Miły pan dotarł o 3 nad ranem, mając bagatela 16 godzin spóźnienia. Co gorsza, nie mógł czekać na rozładunek do jakiejś przyzwoitej godzinny porannej, ponieważ jechał do Monako na kolejny załadunek. Zatem nasze życie sąsiedzkie zaczęliśmy od składania mebli w godzinach bardzo wczesno porannych, a dokładnie między 4:30-6:30. Myślę, że sąsiedzi żywią do nas jak najmilsze uczucia…Zostawiliśmy im kartkę z przeprosinami, ciesząc się, że wybraliśmy jednak Francję, a nie Szwajcarię, bo tam pewnie zaliczylibyśmy pierwsze starcie z policją.  

Kolejne dni minęły nam pod hasłem rozpakowywania kartonów i organizacji życia w nowym terenie, ale także penetrowania okolicy, która jest sympatyczna, zielona, spokojna, w przewadze o niskiej, ładnej zabudowie. Szymon widzi swoją robotę przez okno, więc odpada problem stania w korkach, po 2h dziennie. Ja mam pod nosem rzeczkę, a wzdłuż niej zacienioną ścieżkę turystyczną, pola i łąki, dwa fajne place zabaw z polskimi mamami i dzieciakami, a co najważniejsze z jednej strony na wyciągnięcie ręki góry Jura, a z drugiej w oddali przedgórze alpejskie, gdzie przy dobrej widoczności z naszej chatki widać Mont Blanc…gdybym jeszcze miała tu co poniektóre persony bliżej, eh ale kontrakt nie wieczność, a dzięki niemu może zobaczymy razem kilka uroczych miejsc, których w okolicy nie brakuje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz