wtorek, 17 lipca 2012

Odkrywamy Szwajcarię z Lisijasami cz. 2 – Interlaken, Thun, Berno

W ramach naszych wakacji, urządziliśmy sobie przedłużony weekend w kantonie berneńskim, gdzie odkryliśmy zupełnie dla nas nowe, wspaniałe miejsca. Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy od Interlaken, miasta położonego pomiędzy dwoma jeziorami: Thun i Brienz, skąd ruszyliśmy kolejką na górę Harder Kulm. Wprawdzie nie jest to wysoka góra, bo jej szczyt znajduje się zaledwie na 1 322 m n.p.m., ale to tutaj jest fantastyczny punkt widokowy, z którego można podziwiać panoramę Interlaken i z lotu ptaka zobaczyć niesamowite położenie tego miasta, a także napawać się widokiem takich górskich gigantów jak Eiger, Mönch i Jungfrau. Na szczycie można zjeść w restauracji lub w punkcie gastronomicznym serwującym szwajcarsko-niemieckie specjały, takie jak biała kiełbasa z grilla, z dobrym, lokalnym piwem. Niezależnie od wyboru, w każdym miejscu można się cieszyć niesamowitym widokiem niewyobrażalnego piękna natury. Bardzo spodobał nam się również pomysł zorganizowania w tym miejscu placu zabaw dla dzieciaków.

Jeszcze tego samego dnia, w drodze z Interlaken do Thun (gdzie mieliśmy metę), zatrzymaliśmy się w Lauterbrunnen. Miejsce to cieszy się sławą dzięki ogromnemu wodospadowi Staubbach, który ma wysokość prawie 300 metrów. Ja poza wrażeniem, które zrobił na mnie wodospad, na pewno zapamiętam z tej wycieczki próbę mojego uśmiercenia :), kiedy to w jednej z przydrożnych restauracji, gdzie usiedliśmy na kawę, jedząc (skądinąd przepyszne ciasto orzechowe) wbił mi się w język spory i bardzo ostry kawałek plastiku.  Dobrze, że to tylko język, a nie przełyk, bo raczej nie zobaczyłabym miejsc, które opisuję poniżej :).

Kolejny dzień był sponsorowany przez bank UBS i to nie jest żadna reklama :). Po prostu bank świętował swoje 150 urodziny i miał z tej okazji do rozdania mnóstwo jednodniowych biletów na rejsy po wodach Szwajcarii. Udało nam się załapać i tak oto praktycznie cały dzień podziwialiśmy widoki na trasie Thun-Interlaken-Thun. Po tej wycieczce stwierdziliśmy, że ten kraj ma za dużo dobrego – gdzie nie spojrzysz tam pięknie :). My podziwialiśmy widoki, a Jan pod pokładem bawił się na placu zabaw przeznaczonym wyłącznie dla dzieci (z zakazem wstępu dla rodziców, w przeciwnym razie pewnie bym tam z nim siedziała :)), dzięki temu i jemu ten rejs przypadł do gustu. Samo Interlaken natomiast, to dla mnie taki trochę szwajcarski Ciechocinek :).

Ostatni dzień wycieczki przeznaczyliśmy częściowo na formalności. W związku z naszym wylotem do USA, mieliśmy spotkanie w ambasadzie w Bernie. Niezbyt sympatyczne to zostawianie odcisków palców i odpowiadanie w kilku miejscach na te same pytania. Na szczęście nie trwało to wszystko zbyt długo. Mieliśmy zatem czas, aby przyjrzeć się miastu niedźwiedzia. Berno ładne, ale jak każde duże miasto pełne ludzi i zamieszania. Wolimy jednak miejsca bliżej natury.

Pozostałe dni pobytu moich rodziców minęły na graniu w piłkę z Jankiem, zabawach w szpital polowy oraz graniu w memo. Moja mama, która nie odważyła się jeszcze wsiąść na pokład samolotu, bardzo polubiła obserwowanie lądujących samolotów na lotnisku w Genewie.

Ostatni wieczór przed odjazdem rodziców do domu, spędziliśmy w winnicach koło Satigny. Dziękujemy za przyjazd i za opiekę nad Janem! Teraz możecie już spokojnie, w domu czekać na narodziny Waszego drugiego wnuka Franka :).

HARDER KULM
 
 
 
 
 
 
  
LAUTERBRUNNEN
 
THUN
 

W DRODZE Z THUN DO INTERLAKEN
 
 
 
 
 
 
 
 

 BERNO
 
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz