Postanowiliśmy zdobyć drugi
najwyższy szczyt na Jurze. Podejście niestety nie jest proste, bo bardzo długo
idzie się w lesie, a następnie po betonie przysypanym żwirem. Mimo
wszystko, jednak udało nam się pokonać trudności i wejść na samą górę, wielkie
brawa dla Janka i dziadków, którzy dzielnie maszerowali do celu. Wycieczka była
bardzo udana, mieliśmy ładną pogodę i wystarczająco sił, żeby się wdrapać na szczyt :).
Po drodze spotkaliśmy alpejskie
krówki, jedna z nich była bardzo podobna do wybitnego polskiego aktora. Wrzucam
zdjęcie, ciekawa jestem czy zgadniecie kogo mam na myśli? :)
Podczas wejścia na sam szczyt prawie nas
zmiotło, tak ostro wiało, ale warto było się przemęczyć, bo widok z góry
piękny: Jezioro Genewskie, Genewa, Alpy, Jura.
Będąc na szczycie, Janek zauważył
pana, który wbiegał na górę, a po 5 minutowej przerwie zaczął z niej zbiegać. Janek
oczywiście nie zaakceptował żadnej innej opcji zejścia jak bieg. Biegłam z nim zatem
około 1,5h, nie wiem jak ja to przeżyłam, ale udało się wrócić do domu w
komplecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz