piątek, 27 lipca 2012

Zermatt i jego wysokość Matterhorn

Drugą część wycieczki po Szwajcarii rozpoczęliśmy od słynnego Zermattu. Jest to miejsce pod wieloma względami nietypowe. Po pierwsze, to ta miejscowość otoczona jest przez 38 czterotysięczników, w tym perłą w koronie, najpiękniejszą górą na świecie – Matterhornem. Ponadto, Zermatt jako ośrodek turystyczny, działa na zasadzie wspólnoty zrzeszającej wyłącznie rdzennych mieszkańców tego obszaru. To oni są wyłącznymi właścicielami ziemi, hoteli, restauracji i całej infrastruktury turystycznej. Wspólnota dba o wysoką jakość świadczonych usług, o czym można przekonać się na każdym kroku. Jako nieliczny z kurortów, Zermatt jest wolny od ruchu samochodowego, a dotarcie do niego jest możliwe wyłącznie kolejką.

My zwiedzanie Zermattu rozpoczęliśmy od wycieczki kolejką zębatą, która wiezie nas 1400 metrów wyżej, prawie na sam na szczyt Gornergrat (szczyt jest na wysokości 3130 m n.p.m., kolejka wjeżdża na 3089 m n.p.m.). Już na trasie kolejki odsłaniał nam się z różnych stron majestat Matterhornu. Stwierdziliśmy, że to bardzo uparta góra, bo oni na chwilę nie odsłoniła nam się w pełnej krasie. Cały czas jej wierzchołek przysłonięty był chmurką, co nadawało wygląd dymiącego wulkanu. Przepiękny widok rozciąga się stąd na masyw Monte Rosa, szczyty: Liskamm, Dom, Matterhorn, Weisshorn, lodowiec Gornergletscher i wiele innych cudów natury.

Sam szczyt Gornergrat wygląda bardzo futurystycznie. Z wielu powodów czułam się tam jak kosmonauta. Po pierwsze ze względu na wysokość i rozrzedzone powietrze, po drugie dziwne, choć przepiękne, rdzawo-turkusowe kolory skał, a po trzecie ze względu na bardzo industrialną architekturę obserwatorium i hotelu Kulmhotel Gornergat.

Na dole w Zermacie była nieprzyjemna pogoda, duszno i burzowo. Na górze oczywiście dużo bardziej rześko, ale chmury przysłaniające wierzchołki gór nie pozostawiały złudzeń – przeżyliśmy na szczycie całkiem niezłą burzę. Na szczęście można się było schronić w restauracji hotelowej i z kubkiem kawy w ręce obserwować pioruny nad Matterhornem.

Dzień zakończyliśmy na boskim Rösti, tradycyjnym szwajcarskim jedzeniu w restauracji Walliserhof. Pokochałam to danie, podgotowane, grubo starkowane, a następnie zapieczone z różnymi dodatkami ziemniaki. Mój ulubiony zestaw to ziemniaki z boczkiem, pomidorami, pieczarkami, jajkiem i oczywiście serem. Muszę kończyć, bo robię się głodna :).

wjazd kolejką na Gornergrat
widoki z kolejki

na szczycie
 
 

futurystyczne obserwatorium, hotel i skały

za tych co zginęli w górach

idzie burza
 

a po burzy przychodzi słońce
 

Matterhorn był dla nas najłaskawszy na pożegnanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz