Drugą część wycieczki po Szwajcarii rozpoczęliśmy od słynnego Zermattu.
Jest to miejsce pod wieloma względami nietypowe. Po pierwsze, to ta miejscowość
otoczona jest przez 38 czterotysięczników, w tym perłą w koronie,
najpiękniejszą górą na świecie – Matterhornem. Ponadto, Zermatt jako ośrodek
turystyczny, działa na zasadzie wspólnoty zrzeszającej wyłącznie rdzennych
mieszkańców tego obszaru. To oni są wyłącznymi właścicielami ziemi, hoteli,
restauracji i całej infrastruktury turystycznej. Wspólnota dba o wysoką jakość
świadczonych usług, o czym można przekonać się na każdym kroku. Jako
nieliczny z kurortów, Zermatt jest wolny od ruchu samochodowego, a dotarcie do
niego jest możliwe wyłącznie kolejką.
My zwiedzanie Zermattu rozpoczęliśmy od wycieczki kolejką zębatą, która
wiezie nas 1400 metrów
wyżej, prawie na sam na szczyt Gornergrat (szczyt jest na wysokości 3130 m n.p.m., kolejka
wjeżdża na 3089 m
n.p.m.). Już na trasie kolejki odsłaniał nam się z różnych stron majestat
Matterhornu. Stwierdziliśmy, że to bardzo uparta góra, bo oni na chwilę nie
odsłoniła nam się w pełnej krasie. Cały czas jej wierzchołek przysłonięty był
chmurką, co nadawało wygląd dymiącego wulkanu. Przepiękny widok rozciąga się
stąd na masyw Monte Rosa, szczyty: Liskamm, Dom, Matterhorn, Weisshorn, lodowiec
Gornergletscher i wiele innych cudów natury.
Sam szczyt Gornergrat wygląda bardzo futurystycznie. Z
wielu powodów czułam się tam jak kosmonauta. Po pierwsze ze względu na
wysokość i rozrzedzone powietrze, po drugie dziwne, choć przepiękne, rdzawo-turkusowe kolory
skał, a
po trzecie ze względu na bardzo industrialną architekturę obserwatorium i hotelu Kulmhotel Gornergat.
Na dole w Zermacie była nieprzyjemna pogoda, duszno i burzowo. Na górze oczywiście dużo bardziej rześko, ale chmury
przysłaniające wierzchołki gór nie pozostawiały złudzeń – przeżyliśmy na
szczycie całkiem niezłą burzę. Na szczęście można się było schronić w
restauracji hotelowej i z kubkiem kawy w ręce obserwować pioruny nad Matterhornem.
Dzień zakończyliśmy na boskim Rösti, tradycyjnym szwajcarskim jedzeniu w
restauracji Walliserhof. Pokochałam to danie, podgotowane, grubo starkowane, a
następnie zapieczone z różnymi dodatkami ziemniaki. Mój ulubiony zestaw to
ziemniaki z boczkiem, pomidorami, pieczarkami, jajkiem i oczywiście serem.
Muszę kończyć, bo robię się głodna :).
wjazd kolejką na Gornergrat
widoki z kolejki
na szczycie
futurystyczne obserwatorium, hotel i skały
za tych co zginęli w górach
idzie burza
a po burzy przychodzi słońce
Matterhorn był dla nas najłaskawszy na pożegnanie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz