niedziela, 14 sierpnia 2011

Nasi tu byli

Przyjechała ekipa ze Śląska w składzie: moja mama, tata, siostra, brat, szwagier. Zaczęliśmy od ostrego zwiedzania, ponieważ bardzo chciałam, aby zobaczyli wszystkie te miejsca, które zrobiły na mnie tak duże wrażenie. Mało brakowało, a wcale by do nas nie przyjechali, ponieważ dwa dni przed wyjazdem Lukiemu okradli samochód, także radość z tego, że udało im się jednak przyjechać była podwójna.

Pierwszego dnia zaliczyliśmy fabrykę czekolady Cailler, miasteczko Gruyères oraz zamek Château de Chillon w Montreaux. Było bardzo intensywnie i wesoło. W fabryce czekoladek moja mama ciągle mówiła coś po polsku do ucha jakiemuś chłopakowi, ponieważ był łudząco podobny do mojego brata, a że w wielu pomieszczeniach muzeum panował półmrok, nie trudno było się pomylić. Moment kulminacyjny nastąpił w ostatnim pomieszczeniu, gdzie były pokazywane na starych odbiornikach telewizyjnych pierwsze reklamy Cailler i Nestle. Tam moja mama powiedziała temu biednemu chłopakowi „taki telewizor miała ciocia Marta”:) i wtedy to właśnie zorientowała się, że od ponad pół godziny zwierza się ciągle jakiemuś zupełnie obcemu chłopakowi…mieliśmy z niej niezły ubaw:). W dobrych nastrojach ruszyliśmy do Gruyères, gdzie pod wpływem intensywnego eksploatowania terenu rozwalił mi się but i resztę zaplanowanej trasy musiałam pokonać w jednym sandale:). Z pięknego Gruyères ruszyliśmy do Montreaux, gdzie nasi goście zwiedzali zamek, a my z Jankiem pluskaliśmy się w Jeziorze Genewskim.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz