Jak to mawia nasz Janek, cytując teksty Złomka z Auta 2, California Academy of Sciences można podsumować słowami: "O siwy dym, czego oni tam nie mają"... Zresztą najlepszą rekomendacją dla tego miejsca jest fakt, że siedziałam tam z Jankiem bite 5 godzin, a przy wyjściu nasz chłopiec i tak płakał, że za krótko :).
Kalifornijska Akademia Nauk, to jak na razie, najbardziej interesujące centrum nauki, w jakim do tej pory byłam. Jestem nim totalnie zauroczona. Przede wszystkim dlatego, że w jednym miejscu przedstawiono tyle różnych tematów i to w tak ciekawy sposób, że naprawdę można tam spędzić cały dzień i jeszcze czuć niedosyt.
My zaczęliśmy zwiedzanie od części afrykańskiej. Akurat była pora karmienia pingwinów, więc mogliśmy przyjrzeć się z bliska, jak Kowalski i reszta brygady wsuwają lunch. Strasznie są szybkie te stworzenia, nie udało mi się zrobić ani jednego porządnego zdjęcia :). Karmienie było zrobione w formie show dla najmłodszych. Opiekunki karmiły pingwiny i jednocześnie opowiadały dzieciakom, jak długo żyją, jak dobierają się w pary, jakie mają zwyczaje, itp.
Potem byliśmy w planetarium, na półgodzinnym programie dotyczącym trzęsień ziemi. Wspaniały pokaz, który z użyciem najnowocześniejszej cyfrowej technologii, przedstawiał symulację ogromnego trzęsienia, które dotknęło San Francisco w 1906 roku i które zrównało z ziemią pół miasta, a także mechanizm powstawania trzęsień, system obecnie stosowanych zabezpieczeń, w tym systemy przewidywania i ostrzegania o zbliżających się wstrząsach. Na koniec programu pokazano też, w których miejscach w przeciągu ostatnich 30 dni były trzęsienia i o jakim natężeniu - przerażające. Program był naprawdę mega ciekawy, a poza tym, był tak świetnie zrobiony, że czułam się jakbym była w centrum wydarzeń, a nie jedynie oglądała z boku co dzieje się na ekranie. No i Janek po programie w ryk, że trzeba wychodzić z tej kopuły :). Bardzo żałuję, że nie można było robić tam zdjęć, bo byłabym bardziej wiarygodna :).
Na szczęście atrakcji poza planetarium było multum. Spośród nich, koniecznie trzeba wymienić czteropiętrowy las tropikalny, zbudowany w kopule, w której utrzymywana jest stała 75% wilgotność powietrza. Swobodnie lata w nim 250 gigantycznych motyli i śpiewających ptaków. Znajduje się tu łącznie 1600 zwierząt z Borneo, Madagaskaru i Kostaryki - piękne, kolorowe papugi, ogromne ropuchy, kameleony, przerażające anakondy, a także wiele tropikalnych roślin, w tym również tych drapieżnych.
Jednak największe rekordy pobiło dla mnie akwarium, a właściwie nie jedno akwarium, a kilkanaście różnych akwenów, w których żyje 38 000 zwierząt, reprezentujących aż 900 różnych gatunków, żyjących w Amazonii, na Filipińskiej Rafie Koralowej, czy na północnym Wybrzeżu Kalifornii, w tym piranie, rekiny, płaszczki, węgorze, jeżowce, rozgwiazdy i wiele, wiele innych. Jestem zachwycona głęboką na prawie osiem metrów Filipińską Rafą Koralową, która jest najbardziej zróżnicowaną rafą na świecie. To po prostu istna feeria barw, z ponad 2000 bajecznie kolorowych rybek. Jest przepiękna i przeogromna!
Obejrzenie tych wszystkich cudów zajęło nam pół dnia. Na koniec zajrzeliśmy jeszcze w oczy unikalnemu aligatorowi albinosowi, zobaczyliśmy jak karmi się malutkie strusie, pograliśmy w zdeptywanie tropikalnych robali i musieliśmy opuścić to fascynujące miejsce.
Jeśli kiedykolwiek będziecie w San Francisco to nie przegapcie tego punktu na mapie!
Filipińska Rafa Koralowa
![]() |
To zdjęcie nie jest najlepszej jakości, chciałam Wam jednak pokazać rybę-giganta po lewej |
Zwierzęta Afryki
Aligator albinos
Las tropikalny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz