Po terenach pustynnych, przyszedł czas na Las Vegas. Cóż za odmiana :). W królestwie neonów i kiczu było zaskakująco fajnie. Pochodziliśmy około 2 godzin po the Strip, czyli głównej ulicy, na której znajdują się największe hotele i kasyna. Widzieliśmy pokaz fontann przy hotelu Bellagio i wybuchy wulkanu przy hotelu Treasure Island. Co najważniejsze - spotkaliśmy Elvisa! Janek nie do końca wiedział o co chodzi w jego kocich ruchach, więc do zdjęcia użył ulubionego chwytu a la Spiderman :).
Doszliśmy do wniosku, że w sumie koncepcja Las Vegas jest ciekawa - pośrodku niczego, ogromny plac zabaw dla dużych dzieci, z mnóstwem hoteli, które są często miniaturą znanych miast, takich jak Paryż, Nowy Jork czy Wenecja, z ulicznymi happeningami i całym tym neonowym blichtrem, który z całą resztą otaczającą Vegas, tworzy niesamowity kontrast.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz