poniedziałek, 15 lutego 2016

Stolica Sri Lanki - Colombo

W końcu dotarliśmy do Colombo. Pierwszy szok po lądowaniu to mnóstwo żołnierzy z karabinami w rękach na lotnisku i okolicach. Lekko przerażający i mało wakacyjny widok. Okazało się później, że to sytuacja wyjątkowa, bo akurat dziś na Sri Lankę przyleciała jakaś szyszka i nie ma to na szczęście nic wspólnego z zakończoną w 2009 roku wojna domową.

Drugie zdziwko to produkty sprzedawane na lotnisku. Zazwyczaj są to perfumy, markowe ubrania i akcesoria, czy też produkty lokalne. A tutaj, w części lotniska, którą przemierza się po przylocie to odkurzacze, lodówki i żelazka...

Na lotnisku czekał na nas kierowca, z którym będziemy jeździli po Sri Lance. Tajlandię zwiedzaliśmy praktycznie samodzielnie, na Sri Lance okazuje się to mało prawdopodobne. Kolej niby i jest, ale nigdy nie wiadomo o której przyjedzie pociąg, rozkład jazdy to raczej pro forma. Sytuacja z autokarami jest jeszcze ciekawsza, bo praktycznie wskakuje się do jadącego pojazdu (co z dzieckiem i bagażami byłoby raczej karkołomne), a kierowcy w walce o klienta wyprzedzają się (często na trzeciego), łamiąc wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Nie wspominając o stanie technicznym tych pojazdów. Także może i trochę drożej nas to wszystko wyjdzie, ale przynajmniej przeżyjemy :). Zresztą koszt nie jest taki zawrotny, bo samochód bez limitu kilometrów, paliwo, usługa, nocleg i wyżywienie kierowcy oraz woda i świeże owoce dla pasażerów to wydatek 50 euro na dzień. 

Kiedy dojechaliśmy do hotelu, ze zmęczenia kręciło nam się w głowach. A że plan podróży jest napięty i kolejnego dnia mamy ruszyć skoro świt na północ wyspy, zdecydowaliśmy się na "nicnierobienie". Zresztą hotel, w którym się zatrzymujemy zachęca do takiego oto rozwiązania. Jest czarujący, usytuowany nad samym oceanem, w cudownym kolonialnym stylu a la Almi Decor. Chcę tu zostać. Na stałe :). Hotel ma bibliotekę, czytelnię, a nawet muzeum, w którym poza innymi eksponatami, jest również galeria gości. Był tu między innymi Sting, Sade, Jan Paweł II, cesarz Hirohito, Harrison Ford, Steven Spielberg czy Roger Moore. 

Jasiu odżywa w basenie i tylko buczy, że nie ma rodzeństwa z którym mógłby się bawić. No cóż, taki mamy klimat... (póki co). 

Decydujemy się tylko na krótki spacer, w celu znalezienia pożywienia :). No i mamy przedsmak prawdziwej Sri Lanki. Od razu zaczepiają nas, białasów, lokalesi, którzy doradzają gdzie iść, co zjeść, czym jechać, itd. Hałas na ulicy jest straszny, bo wszyscy do wszystkiego używają jednego narzędzia - klaksonu. I ten dźwięk będzie nam towarzyszył przez większość wakacji.

Duty free mixer :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz