Tangalle to nasz ostatni przystanek przed powrotem do domu. Dokonaliśmy tu próby nicnierobienia, która to próba zakończyła się fiaskiem.
Ale od początku... Po długich poszukiwaniach wreszcie dotarliśmy do naszego hotelu, a właściwie domku zlokalizowanego w lesie, tuż przy samej plaży. Byliśmy tam w bliskim kontakcie z naturą, a nawet zbyt bliskim. Po otwarciu chatki wskoczyła na mnie żaba, w łazience czekało kilka innych płazów, a liczby innej maści owadów nie dało się zliczyć. Przed spaniem, Szymon zabił coś dużego, latającego i nawet nie udało mu się tego zebrać z podłogi, bo czyhające mrówki były szybsze! Pomimo moskitiery zasnęliśmy niespokojnie, ponieważ dochodzące z otaczającego lasu odgłosy, pochodziły od czegoś z pewnością znacznie większego niż żaby.
Rano okolica wydała nam się już dużo przyjemniejsza. Hotelik należący do sympatycznego Niemca, o lankijskich korzeniach, był uroczy, a pierwszy prysznic pod gołym niebem, rajski. Mieliśmy do dyspozycji basen, piękną plażę i ocean! Pogoda była plażowa, także niczego więcej nam nie było trzeba, na to czekaliśmy!
Pierwszy dzień spędziliśmy korzystając z uroków tego bajecznego miejsca. Skakaliśmy z Jankiem przez wysokie fale, chodziliśmy po pustej plaży, chłodziliśmy się w basenie, czytaliśmy, itp. Po tylu dniach intensywnego zwiedzania, w końcu nadszedł czas na zasłużone wakacje!
Wieczorem zaś pojechaliśmy podglądać żółwice, które składały na plaży jaja. Mieliśmy szczęście, bo nasz pobyt w Tangalle zbiegł się w czasie z pełnią księżyca. Wtedy to właśnie odbywa się niesamowity rytuał składania jaj przez samice żółwi.
Można powiedzieć, że na plażę zawiózł nas tuk tukiem nasz syn. Nie wiem jak on to robi, ale w pięć sekund zjednuje sobie serca lokalesów, którzy mu na wszystko pozwalają. Także kolejny raz safety first, za kierownicą ośmiolatek!
Byłam autentycznie wzruszona oglądając ogromne żółwice, które z trudnem czołgały się po piasku, żeby złożyć jaja. Potem długo szukały odpowiedniego miejsca, a te którym się udało, zaczynały mozolnie kopać odpowiednio głęboki dół. Proces ten trwał kilka godzin, po czym wycieńczone samice wracały do oceanu.
To smutne, że z 200 złożonych jaj, tylko kilka żółwi dożyje do wieku dorosłego. Czyhają na nie bowiem różne niebezpieczeństwa. Na lądzie - ludzie (na Sri Lance takie jaja to kulinarny hit), ale też kraby czy ptaki, a w wodzie - inne zwierzęta, a także zanieczyszczenie środowiska, w tym chociażby bezmyślnie wyrzucane do wody reklamówki, którymi żółwie się duszą, myśląc że to meduzy :(.
![]() |
Rajski prysznic |
![]() |
Te tłumy na plaży! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz